W sobotę o dwunastej w Auditorium Maximum UW nadano mi stopień doktora honoris causa na wydziale filologicznym. Byłam tak zażenowana nieoczekiwanie spadłym na mnie zaszczytem, że nawet nikomu nie przesłałam dostarczonych mi przez uniwersytet zaproszeń. [...] Pojechała ze mną tylko Anna. Bardzo mnie speszył widok senatu w togach i biretach, a zwłaszcza, gdy i mnie tak przyodziano, bedel idący ze złotym berłem, w todze i birecie, stary, kościsty, wyglądał jak z obrazu Rembrandta. Nie wiem dlaczego, wszystko to mnie w końcu wzruszyło, a i sala była wzruszona, bo po raz pierwszy po wojnie senat wystąpił w togach i po raz pierwszy chór studencki zaśpiewał: „Gaudeamus”. Julian Krzyżanowski miał bardzo złe, wręcz fatalne przemówienie. Nie ma on żadnego stosunku do mojej twórczości ani żadnego o niej pojęcia. Toteż nic dziwnego, że ja po tak zawstydzająco złym przemówieniu dostałam wręcz piorunujące oklaski. [...] Lampka wina bardzo skromnie i godnie odbyła się w odrestaurowanym Pałacu Kazimierzowskim, gdzie pierwszy raz po wojnie byłam.
Warszawa, 21 marca
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1955–1959; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.